top of page
Szukaj

Prawda za murem zbudowanym z słów

„Kim jesteś?” – pytanie padło nagle, jak uderzenie .

Nie tego się spodziewał. Przygotowany na grzeczne rozmowy o niczym, zamarł. Poczuł, jak w gardle rośnie gulę, którą starał się przełknąć, zanim się odezwie. Wziął głęboki wdech, sięgając po swoje sprawdzone frazy – te, które od lat były jego tarczą.

„Jestem kimś, kto zawsze walczy o swoje.” Słowa były wyraźne, nienaganne, jakby ćwiczył je przed lustrem. „Silny. Stabilny. Zawsze pod kontrolą.”

Spojrzał na rozmówcę, ale zamiast oczekiwanego kiwnięcia głową zobaczył coś innego. Ciszę. I spojrzenie, które zdawało się przebijać przez jego słowa jak promień światła przez mur.

„A kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?”

Tym razem nie odpowiedział. Nie dlatego, że nie chciał. Nie wiedział, jak.


Od lat budował mur – nie z cegieł, ale ze słów. Każde „mam wszystko pod kontrolą” było kolejną warstwą. Każde „nic mnie nie złamie” podnosiło go wyżej. Ludzie patrzyli na ten mur i wierzyli, że za nim kryje się człowiek, który rzeczywiście z pewnością siebie zmierza „po swoje”. Ale on wiedział, co jest za tym murem – chaos, który wolał trzymać w ukryciu.

Mur był wszystkim, co miał. Jego schronieniem i więzieniem. Chronił go przed światem, ale i przed sobą samym. Z czasem przestał zaglądać za niego. Bał się, że jeśli zobaczy, co tam naprawdę jest, rozsypie się na tysiąc kawałków.

Ale teraz to pytanie drążyło go jak kropla spadająca na kamień.

„Kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?”

Siedział nieruchomo, czując, jak coś w nim pęka. Cegła po cegle, mur zaczynał się kruszyć. Nie dlatego, że chciał. Po prostu nie miał już siły ukrywać za nim prawdy.

W głowie przemykały mu słowa, które powtarzał przez lata: „Życie ma wobec Ciebie dług, więc walcz o swoje.” „Trzeba być silnym.” „Nie mogę zawieść.” Teraz brzmiały jak echo w pustym pokoju – pozbawione sensu, który kiedyś im przypisywał.

I wtedy, zanim zdążył powstrzymać te myśli, mur runął.

Nie było tam porażki, jak się obawiał. Nie było wstydu, który trzymał go w ryzach. Było coś innego. Prawda. Niedoskonała, pokiereszowana, ale jego.

Łzy zaczęły płynąć po jego policzkach. Nie były to łzy wstydu, jak się tego bał. Były to łzy ulgi. Mur, który przez lata z każdym jego słowem stawał się wyższy, w końcu runął.y decydujesz, co zrobisz z tym, co zostało Ci dane. Każdy dzień to szansa, by wybrać inaczej.



Mury, które budujemy, zawsze mają swoje uzasadnienie. Chronią nas przed światem, przed pytaniami, na które nie chcemy odpowiadać, przed oczami, które mogłyby dostrzec więcej, niż sami o sobie wiemy. Ale z czasem zaczynają nas odgradzać nie tylko od innych – odgradzają nas od nas samych.

Za tym murem nie ma chaosu, jakiego się boisz. Jest prawda. Czasem niewygodna, czasem pełna pęknięć, ale Twoja. Mury nie pękają od razu. Pękają stopniowo – od jednego pytania, jednego spojrzenia, jednej chwili, w której pozwolisz sobie przestać udawać.

To moment, w którym zamiast walczyć, usiądziesz w ciszy i pozwolisz sobie poczuć, kim naprawdę jesteś. Moment, w którym zaakceptujesz, że nie musisz być niezniszczalny, zawsze silny, zawsze pewny. To nie jest słabość. To wolność.

Bo nie ma nic piękniejszego niż być sobą – bez masek, bez wyuczonych odpowiedzi, bez ciężaru muru, który trzeba nieustannie naprawiać.

Czasem największym aktem odwagi jest przestać się chować. Pozwolić sobie być widzianym takim, jaki jesteś, nawet jeśli na początku to przeraża. Bo tylko wtedy możesz poczuć, że już niczego nie musisz udowadniać.

Usiądź. Pozwól sobie na ciszę. Na pęknięcie, które zburzy mur. Za nim nie ma nic, czego powinieneś się bać - to Twoje prawdziwe JA.

 
 
 

Comentarios


bottom of page